Z Maćkiem poznaliśmy się na początku studiów. Ja studiowałam zarządzanie, a on ekonomię. Szybko między nami zaiskrzyło. Mieliśmy tak dużo wspólnego. Obydwoje lubiliśmy sport, wspinaczki górskie, te same filmy i seriale. Pamiętam, że na początku znajomości potrafiliśmy godzinami przesiadywać w kawiarniach i rozmawiać o naszych ulubionych filmach. Dość szybko zostaliśmy parą i równie szybko zaczęliśmy planować wspólną przyszłość. W trakcie studiów obydwoje pracowaliśmy, aby nabrać doświadczenia i zgodziliśmy się, aby odkładać co nieco, aby po studiach móc wynająć własne mieszkanie. Udało nam się. Bardzo cieszyliśmy się z faktu, że podeszliśmy poważnie do tematu i teraz możemy cieszyć się swobodą i mieszkać tylko we dwoje. Maciek dość szybko dostał pracę w swoim zawodzie, ja musiałam trochę poczekać, zanim znalazłam odpowiednią posadę. Nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, bo wiedziałam, że w końcu się uda, ale byłam wtedy świeżo po studiach i myślałam, że cały świat stoi przede mną otworem, dlatego moja duma była trochę urażona, bo myślałam, że zasługuję na coś więcej. Po kilku dobrych miesiącach w końcu się udało - dostałam telefon w sprawie pracy. Umówiłam się na rozmowę i niecierpliwie czekałam na kolejny telefon. Szefowa oznajmiła, że spośród wszystkich kandydatów wybrano mnie. Byłam wniebowzięta: atrakcyjne wynagrodzenie, świetna lokalizacja i wspaniała atmosfera w pracy. Moi współpracownicy i szefowa byli bardzo wyrozumiali, chętnie odpowiadali na moje pytania, więc dzięki nim szybko wdrożyłam się w pracę. Byłam bardzo szczęśliwa. Niestety, kiedy dostałam swoją wymarzoną pracę, moje relacje z mężem zaczęły się trochę pogarszać.
Nigdy nie byłam typem zazdrośnicy. Ufałam swojemu mężowi, więc jego lekko dziwne zachowanie nie było dla mnie czymś szokującym. Miałam wrażenie, że nagle zaczął się dystansować, nie wychodził ze mną na miasto tak często jak kiedyś, nie chciał nawet wziąć udziału we wspólnym wyjeździe w góry podczas weekendu majowego (który był u nas swego rodzaju tradycją) i często miał zły humor, tak jakby cały świat był przeciwko niemu. Argumentował swoje zachowanie ciężkim okresem w pracy, więc uznałam, że mówi prawdę i przestałam tak na niego naciskać, ale powiedziałam, że zawsze może na mnie liczyć i będę go wspierać. Początkowo myślałam, że jego dziwne zachowanie ma coś wspólnego z moją nową pracą. Miałam więcej obowiązków niż na poprzednich stanowiskach, ale wciąż bardzo dużo czasu starałam poświęcać się swojemu partnerowi. Ale szybko odegnałam od siebie tę myśl. Maciek przecież miał własną, dobrze płatną pracę, więc doskonale wiedział, jak to jest mieć dużo obowiązków. Pomyślałam, że to rzeczywiście wina ciężkiego okresu w robocie i przestałam się tak nad tym głowić. Przecież złe czasy kiedyś się skończą i wszystko wróci do normy, prawda? Niestety, ale to był początek końca i później już nic nie było takie samo.
Zaczęłam podejrzewać męża o zdradę, kiedy zauważyłam kilka dziwnych oznak. Przede wszystkim, zaczął wracać do domu dużo później niż przedtem. Zaraz po przyjściu do mieszkania szedł pod prysznic, a ubrania upychał do kosza na pranie, tak, jakby chciał, żeby zmieszały się z resztą ciuchów. Pewnego dnia na kołnierzu koszuli zauważyłam czerwony ślad, jakby po szmince. Poczułam się, jakbym grała w jakimś melodramacie. Kiedy zapytałam go o ten ślad, zaczął się kłócić, mówić, że mu nie ufam i wmawiać mi, że to nie jest szminka i żebym nie zachowywała się jak nastolatka. Wtedy też zaczęły się rozmowy telefoniczne po kryjomu, tak, żebym nie słyszała. Oczywiście, miał prawo rozmawiać przez telefon z kim tylko chciał, ale zawsze szedł wtedy do łazienki, zamykał drzwi i mówił prawie szeptem. Zdarzało się, że czasami późnymi wieczorami wychodził z domu, mówiąc, że idzie spotkać się z kolegami. Wtedy też pomyślałam, że może powinnam zacząć go śledzić. Bałam się jednak, że będę mało dyskretna i zacznę działać pod wpływem emocji. Przeszukując internet natrafiłam na agencję detektywistyczną Tajfun Group. Umówiłam się na wizytę i przedstawiłam swój problem. Ku mojej uciesze biuro odznaczało się bardzo profesjonalnym i poważnym podejściem. Na efekty nie musiałam czekać długo. Moje przypuszczenia się potwierdziły - Maciek miał romans. Kochanką nie była jednak koleżanka z pracy, dawna znajoma czy moja eks przyjaciółka. Metresą okazała się być... moja szefowa. Kiedy doszło do konfrontacji Maciek zdawał się być bardzo spokojny. Powiedział mi jedną rzecz, która do dzisiaj śni mi się po nocach: ""Przecież ja to wszystko zrobiłem dla Ciebie!"". Uważał, że w ten sposób dostałam wymarzoną pracę. Okazało się, że moja szefowa była koleżanką jego matki, którą on znał od zawsze. Kiedy śmiałam zaprotestować i powiedziałam, że w końcu dostałabym upragnioną posadę, jego postawa uległa zmianie. Wściekł się i rzucił, że bez jego pomocy nigdy nie dostałabym dobrej pracy. Szybko wzięliśmy rozwód, a ja zmieniłam pracę (wciąż pracuję w swoim zawodzie, więc chyba jednak dałabym sobie radę bez jego ""pomocy"") i mieszkam w innej części Wrocławia.